Wydarzenia ostatnich dni wokół rosyjskich mechanizmów obrony powietrznej niewątpliwie wywołują zdziwienie. Informacje, które napłynęły z ukraińskiej armii, mówią o zniszczeniu trzech głównych rosyjskich systemów obrony przeciwlotniczej. W obecnej sytuacji, w Moskwie mogą mieć trudności ze skierowaniem ich zamienników na front.
Niedawno, wydawało się, że nowo przybyłe myśliwce F-16 na ukraińskim niebie będą musiały stawić czoła poważnym przeciwnościom ze strony rosyjskich systemów obrony powietrznej. Jednak dzisiejsza rzeczywistość pozwala sarkastycznie zaobserwować, że jeżeli ten trend utrzyma się, to ukraińscy piloci bez problemu dotrą do stolicy Rosji.
Od kilku tygodni jesteśmy świadkami autentycznego pogromu rosyjskich systemów obrony powietrznej S-300 i S-400. Wszystko wskazuje na to, że obecny rozmach ukraińskich sił zbrojnych nie ulegnie zmianie. Władze Kijowa niedawno doniosły o kolejnym udanym ataku na te instalacje, które zostały rozmieszczone na Krymie. Według tych informacji, zniszczone zostały dwa radary systemów S-300 i S-400, a także zanotowano detonację magazynów z amunicją wykorzystywaną przez obie odmiany systemów.
Osiągnięcia Ukrainy w walce z rosyjską obroną przeciwlotniczą są efektem użycia pocisków ATACMS o zasięgu 300 km, które od marca tego roku trafiają do uzbrojenia tej nacji. Putinowskie siły nie mają dotychczas żadnej riposty na tę broń. Musimy gorąco liczyć na to, że dostawy tych pocisków będą regularnie trafiały do Kijowa. Jeżeli tak się stanie, to w ciągu najbliższych miesięcy rosyjski system obrony powietrznej może ponieść ogromne straty. Będzie to znakomity komunikat dla debiutujących myśliwców F-16. W końcu pierwsze jednostki F-16 mają rozpocząć walkę z Rosją jeszcze tego lata.